Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Cadoudal poszedł za jego przykładem.
— Teraz — rzekł, zwracając się do swoich ludzi — macie, jak my, pół godziny czasu na śniadanie; uprzedzam tych, którzy za pół godziny nie będą gotowi, że, będą się bili o pustym żołądku.
Zaproszenie to równało się widocznie rozkazowi, albowiem wykonane było z taką szybkością i dokładnością. Każdy wydobył kawałek chleba albo placek gryczany z sakwy lub z kieszeni i poszedł za przykładem generała, który poćwiertował już kurę dla siebie i dla Rolanda.
Ponieważ był tylko jeden kieliszek, przeto obaj pili z jednego.
Gdy tak jedli śniadanie razem, niby dwaj przyjaciele podczas odpoczynku na polowaniu, dzień wstawał i, jak przepowiedział Cadoudal, mgła rozpraszała się coraz bardziej.
Niebawem można już było rozpoznać najbliższe drzewa, następnie linię lasu, ciągnącego się na prawo z Meucon do Grandchamp, na lewo zaś równina Plescopu, przecięta przez strumyk, szła pochyło aż do Vannes.
Czuć tam było ten naturalny spadek właściwy ziemi, w miarę jak się zbliża do oceanu.
Na drodze z Grandchamp do Plescopu ukazała się niebawem linia wozów, której koniec ginął w lesie.
Ta linia wozów była nieruchoma; nietrudno było zrozumieć, że przeszkoda nieprzewidziana powstrzymała ją w biegu.
Istotnie, na pół ćwierci mili przed pierwszym wozem można było rozróżnić dwustu ludzi Przodownika, Śpiewaka Zimowego, Scigłego, Zabijaki i Ładownicy, którzy zagrodzili drogę.
Republikanie, słabsi liczebnie — powiedzieliśmy, że było ich tylko stu — zatrzymali się i czekali zupełnego roz-