Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/318

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Za pół godziny — rzekł — mgła się rozproszy. Czy zechcesz, pułkowniku, zużytkować to półgodziny na posilenie się jadłem i napitkiem?
— Co prawda — odparł młodzieniec — przyznaję, że jazda wygłodziła mnie porządnie.
— A ja — rzekł Jerzy — mam zwyczaj przed każdą bitwą zjeść jak najlepsze śniadanie.
— A więc stajesz do bitwy, generale?
— Naturalnie.
— Ale z republikanami, a ponieważ mamy do czynienia z generałem Hatry’m we własnej osobie, wątpię, czy zechce się poddać bez zaciętego oporu.
— A czy republikanie wiedzą, że będą się bili z panem?
— Nie domyślają się nawet.
— Tak, że to niespodzianka?
— Niezupełnie, wobec tego, że mgła się rozproszy i oni ujrzą nas w tej samej chwili, kiedy my ich zobaczymy.
Wówczas, zwracając się do tego, który widocznie zawiadywał prowiantami:
— Zabijako — spytał — czy masz co dla nas na śniadanie?
Zabijaka skinął głową potwierdzająco, wsunął się do lasu i po chwili ukazał się, wlokąc za sobą osła, objuczonego dwoma koszykami.
W jednej chwili rozpostarto na ziemi płaszcz a na tym płaszczu rozłożono pieczone kurczę, kawałek zimnej peklowiny, chleb i placki z mąki gryczanej.
Tym razem Zabijaka wystąpił zbytkownie: postawił butelkę wina i kieliszek.
Cadoudal wskazał Rolandowi stół nakryty i improwizowaną ucztę.
Roland zeskoczył z konia i oddał cugle jednemu z szuanów.