Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Masz, przyjacielu, podwójną zapłatę — rzekł Morgan — tylko nie stój tutaj.
Woźnica wziął trzy franki i zniknął w ulicy Varennes.
Morgan rzucił wzrokiem na fasadę domu; zdawało się, że się pomylił, gdyż wszystkie okna były ciemne. Mimo to Morgan zastukał do drzwi.
Gdy otwarły się drzwi, ujrzał w głębi podwórza duży budynek jasno oświetlony.
Miody człowiek skierował się do gmachu, wszedł na piętro i znalazł się w szatni. Szatny, odbierając płaszcz, wskazał mu miejsce, gdzie miał złożyć broń. Była to duża galerya, zamieniona chwilowo na arsenał.
Ponieważ w każdej chwili mogła wejść policya, trzeba było też w każdej chwili z dansera stać się żołnierzem.
Złożywszy broń, Morgan wszedł do sali balowej, która miała dziwny wygląd.
Na bal ten dostać się można było z tytułu praw wielce oryginalnych. Trzeba było wykazać się z rodziców lub krewnych, których Konwent skazał na gilotynę, łub których rozstrzelać kazał Collot-d’Herbois, lub potopić Carrier. Ponieważ najwięcej było ściętych, przeto większość obecnych była w kostyumach ofiar zgilotynowanych.
To też większa część panien miała toalety, które ich matki lub siostry miały na sobie w chwili stracenia, a więc białe suknie, czerwone szale i krótko podwiązane włosy. Niektóre z nich obwiązały szyję cieniutką nitką czerwoną jedwabną, jak cięcie brzytwy. Mężczyźni zaś mieli wywrócone kołnierze surdutów i koszul i gołe szyje z obciętymi włosami. Poza tem było wiele samych ofiar rewolucyi. I tych było najwięcej.