Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/569

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

go się jak noc przepędził. Co do siebie, zaręczył, że ufając słowu swojego więźnia, użył wszystkich rozkoszy snu.
Gdy wysiadali na śniadanie, zapytał Rogera czy ma pieniądze. Roger był bez grosza. Odebrano mu wszystko co posiadał, aż do klejnotów, z obawy aby nie przekupił stróży; więzień wyznał przeto z pokorą swoje ubóstwo.
Wtedy widać było, że w umyśle urzędnika toczyła się walka dobrych chęci ze ziemi; lecz dobre przemogły.
— Wiész pan co, mógłbym schować sobie piętnaście sous na dwóch liwrach, które król przeznacza na żywienie pana; lecz byłeś pan bardzo grzeczny ze mną, dotrzymałeś mi słowa. Zamiast przeto korzystać z pańskiego położenia, jakby uczynił nie jeden z moich kolegów, zaproponuję panu jednę rzecz, to jest abyśmy zjedli razem śniadanie.
— Z największą przyjemnością, —