Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/568

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jakto! — rzekł Roger, — wiész także o mojéj awanturze?
— Jakiéj awanturze?
— A cóżeś mi dopiero mówił?
— Ja! nie wiém o niczém, — rzekł urzędnik; — powiedziałem tak, jakbym mówił o czém inném...
I zaczął nucić jedną ze śpiewek.
Roger ogłuszony szczególném swojém położeniem, obawiając się aby w głowie mu się nie pomięszało pod nawałem najrozmaitszych myśli, zamknął oczy i oparłszy czoło o poduszkę powozu, starał się uporządkować nieco swoje wyobrażenia; urzędnik zaś nie przestawał nucić burzliwych piosnek, w których zdawał się mieć szczególne upodobanie. Ponieważ jednak trzy nocy już Roger nie używał spoczynku, zasnął nareszcie, i nie obudził się aż nazajutrz rano; ujrzał obok siebie urzędnika zawsze rzeźwego i uśmiechającego się, który z największém zajęciem zapytał