Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/565

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— No, no, — rzekł urzędnik, — otóż znowuśmy smutni; wesołą jak widzę będziem mieli drogę, i to dwa dni! Ale uprzedzam pana, że tego nie ścierpię.
— Jakto, — rzekł Roger, — zmusisz mię pan abym był wesoły?
— Mam pańskie słowo, i spodziewam się że jako człowiek honoru, ulitujesz się pan nad biednym policyjantem i dotrzymasz go; bo trzeba panu wiedzieć, że mojém powołaniem było śpiewać wodewille u Turlupin’a. Ah! ah! a propos wodewillów, dobrze żem sobie przypomiał, to może pana rozerwie. Ale trzeba przyznać, że pańskie śpiewki bardzo mnie zabawiły.
— Co chcesz mówić? — zapytał Roger.
— Dobrze, dobrze; może ich się pan zaprzesz? Znaleziono je u pana, własną pańską ręką napisane.
— Nie wiém co chcesz mówić, mój panie.
— Rozumiem, rozumiem. Nie żądam,