Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/561

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przyrzec, że droga nie będzie się panu wydawała długą.
— Ah! — rzekł Roger ze drżeniem; — widzę, że udajem się na drugi koniec Francyi. Ah! Matthioli... oh! Żelazna Masko!...
— Znowu, znowu! — rzekł urzędnik. — Dalibóg uczynisz mi pan drogę bardzo nieprzyjemną, gdy przeciwnie chciałem się rozweselić. No, no, patrz pan uprzejmiéj na mnie, a będę z panem rozmawiał chociaż mi to wyraźnie zakazano.
— I o czémże będziem rozmawiali? — zapytał Roger.
— O tém i o owém; o deszczu i pogodzie, o czém bądź zresztą byle się nie nudzić.
— Co do mnie, jedną rzecz tylko wiedzieć pragnę, reszta mię nie obchodzi.
— Cóż takiego? Mów pan.
— Gdzie jedziemy?
— Nie wolno mi tego panu powiadać.