Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/357

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiedzi z Anguilhem, a jednak biédny chłopiec potrzebował rady ojca przed powzięciem jakiegokolwiek postanowienia.
Tymczasem każda minuta posiadała wartość dnia. Nazajutrz człowiek z opalowemi oczyma: przybyć miał, nieubłagany jak czas, punktualny jak śmierć.
Roger przez całą noc szukał środków wydobycia się z tego położenia; nie potrzebujemy dodawać, że nie znalazł żadnego.
Dzień nadszedł. Roger czekał na człowieka z brodawkami, uzbrojony w cały arsenał propozycyi i podstępnych zapytań.
Nieznajomy nie dał czekać na siebie. O godzinie, minucie, sekundzie oznaczonéj, Roger, który nadstawiał ciągle ucha, usłyszał na schodach odgłos kroków, które zatrzymały się przed jego drzwiami; następnie zapukano trzy razy, i nareszcie na słowa „można wejść,” wymówione drżącym głosem przez Rogera, drzwi otworzyły