Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/355

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jeszcze jedna rzecz!.. — odrzekł kawaler wymawiając każdy wyraz tonem płaczliwym. — Być może, że który z tych panów, o których dopiéro mówiliśmy, ma córkę, która...
— Myślałem o tém, — rzekł Cretté; — lecz nie chciałem ci mówić... Którąż z dwóch ułomności wolałbyś?.. Ja, przyznam się, wolałbym ułomność nieuleczoną...
— To jest okropna zdrada! — zawołał Roger wściekły.
— Musisz jednak wybierać, — rzekł margrabia, — nie ma tu środka. Albo przegrać proces, albo skoczyć z zamkniętemi oczyma w przepaść.
— Niestety! niestety! — powtórzył znowu Roger.
— Mój biédny przyjacielu, — rzekł de Cretté, którego położenie kawalera wzruszało aż do łez, — wpadłeś w prawdziwą łapkę; lecz nie rozpaczaj jeszcze póki nie