Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— To się nazywa mówić, nie prawdaż, — rzekł d’Herbigny.
— Ja, ręczę za kawalerem, — rzekł Tréville.
— Kawalerze, jeżeli wyjdziesz szczęśliwie, rzekł Cretté, — ofiaruję ci moję przyjaźń... Lecz pamiętaj, że ci Kollińscy są zawołani rębacze; w swoim kraju biją się na rapiny z czasów Karola IX.
— No, no, margrabio, chociaż są tak straszni, postaramy się nie ustąpić im w niczém.
— Niech i tak będzie, lecz pamiętaj, że cię uprzedziłem. Masz jeszcze czas, kawalerze, wycofać się honorowo, a zamiast ciebie udamy się do Clos-Renaud’a, który dzielnie się rąbie.
— Wielkąbyś mi przykrość wyrządził, margrabio, gdybyś raz jeszcze to powtórzył. Jestem na usługi tak twoje jak naszych Węgrów.
— A więc, panowie, dziś po południu