Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/293

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Margrabia włożył szlafrok, poprawił kołnierzyk i zbliżył się do dwóch braci, którzy siedzieli na ławce markierów z swoimi dwoma przyjaciółmi. Gdy przyszedł do nich, wszyscy czteréj powstali.
Ci panowie zamienili z sobą przyjęte w podobnym razie grzeczności: panowie Kollińscy stali się nader uprzejmi: rzecz prosta, mieli się bić.
Naznaczono schadzkę na godzinę czwartą, po za klasztorem panien Sakramentek.
Cretté wraz z trzema swoimi przyjaciółmi, powrócił do siebie.
— Wiécie co panowie, że to głupia sprawa, — rzekł margrabia, rzucając się na kanapę w swoim salonie i dając znak swoim towarzyszom, aby toż samo uczynili.
— A to dla czego? — zapytał d’Herbigny.
— Bo ci panowie Kollińscy, kochany