Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie zachował ani cienia wątpliwości o istocie zjawiska; lecz, gdy brzask poranku zastąpił tajemniczą i uroczystą zasłonę nocy, kamienie fantastycznéj budowy jego marzeń, odrywały się i spadały jeden po drugim, i z najgłębszego przekonania przeszedł do zupełnego niedowiarstwa.
Jednak przez cały dzień był niespokojny i zamyślony; kilka razy matka zapytywała go, co spowodowało w nim od wczoraj tak widoczną zmianę; lecz na każde zapytanie otrzymywała tylko w odpowiedzi uśmiech smutny i pełen melancholii.
W ciągu dnia jednakże, Roger wyszedł z zamku i udał się na przechadzkę do otoczającego lasku. Kiedy niekiedy czerwieniał nagle, jak gdyby wszystka krew z serca biła mu do głowy; niekiedy wzdrygał się, i zdawał śledziéć wśród drzew oczyma jaki obłędny cień widzialny tylko dla niego; poczém głębokie westchnienie wydobywało się z jego piersi i dwie wiel-