Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tegoż samego dnia biédny chłopiec dostał gorączki i zachorował niebezpiecznie.
Wtedy to okazała się w całém swojém poświęceniu ta miłość macierzyńska, któréj baronowa dała już tyle dowodów swojemu synowi. Przez cały czas choroby Rogera, nie opuściła ani na chwile jego łóżka, pilnując go we dnie, czuwając nad nim w nocy, rozmawiając z nim ciągle o Konstancyi; modląc się i płacząc wraz z nim, uprzedzając wszystkie jego życzenia. Niekiedy Roger udając śpiącego, widział na jéj twarzy wyraz nieopisanéj czułości, w którym przebijał się jakby smutek i zgryzota. Nie raz chciał już pytać jéj o przyczynę tego osobliwszego wyrazu, jaki czytał w jéj oczach; lecz Roger nie miał już mocy być ciekawym: co go świat cały obchodził? Konstancyja już nie żyła.
Choroba kawalera była długa, potém nieznacznie zamieniła się w niebezpie-