Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

stancyja, która nie potrafiła ukryć piérwszego poruszenia radości.
— Panno Konstancyjo, — rzekł Roger śpiesznie, aby nie dać czasu swojéj ciotce do zastanowienia się nad przyczyną tego wykrzykniku, — czy raczysz panna przyjąć moje usługi, przesyłając na moje ręce odpowiédź panu de Beuzerie?
— Czy pan odjeżdżasz tak prędko? — zapytała Konstancyja rumieniąc się.
— Obawiam się, — rzekł Roger, — czy nie będę zmuszonym opuścić Chinon lada chwila. Niestety! jestem pod władzą nauczyciela i wyznaję, że na każdy hałas jaki do mnie dochodzi, za każdém otwarciem drzwi, lękam się ujrzéć poważnego oblicza kochanego księdza Dubuquois. Radzę więc nie ociągać się z przygotowaniem odpowiedzi, która, jestem pewny, wyglądaną jest z wielką niecierpliwością.
— Skoro tak, — rzekła Konstancyja, — jeżeli nasza dobra matka pozwoli, oddalę