Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wietrza w téj chwili. Lecz biédna dziewczyna była w przekonaniu, że nie zobaczy młodzieńca aż w wakacyje, a może nawet już nigdy, i przechadzała się smutnie po refektarzu, oparta na ramieniu jednéj z swoich przyjaciółek i z główką pochyloną na piersi.
Przed wieczorem niebo wypogodziło się i wszystko obiecywało piękny dzień nazajutrz. Zaspokojony pod tym względem Roger, zasnął snem jakiego nie kosztował od tygodnia i przepędził noc bardzo dobrze.
Nazajutrz obudził się równo ze świtem; zaledwie usłyszano jego piérwsze poruszenia, stara zakonnica zapukała do drzwi. Roger pobiegł otworzyć: przyniesiono mu piérwsze śniadanie, składające się z filiżanki gorącéj śmietanki, świeżych ciast jeszcze ciepłych i obsmażanych owoców.
Roger znalazł ten posiłek daleko wykwintniejszym aniżeli posilnym; lecz po-