Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/356

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i chętnym do pracy, i gdyby mi jeszcze żyć dano, sądzę, że byłbym w stanie całkowicie wyrzucić z pamięci ów nieszczęsny okres w mojem istnieniu, do którego nie byłem stworzony. Słowem, pod własnym badaniem, pod najsurowszym sądem własnym, czuję się nie winnym całkowicie. Prawo obrony zbrojną ręką istnieje nie tylko w stosunku fizycznym ale i moralnym. Nagle, znienacka zostałem napadnięty, znieważony, zraniony w najzacniejszych, najświętszych mych uczuciach, przez istotę, która dobra jedynie ode mnie doznała. Cios był tak silny, że zrazu uczułem się nim ogłuszonym; następnie wszakże broniłem się i pokonałem przeciwnika. Czyż dlatego, że ten przeciwnik nie używał do walki ani pistoletu, ani noża, ani kija, napaść jego przestawała być napaścią? Nie mogę się zgodzić na to, ani ty, panie adwokacie, ani żaden sumienny sędzia zgodzić się na to nie może, kiedy wraz po zaaresztowaniu mię przyszedłeś ku mnie z wyciągniętą dłonią, kiedy p. Ritz, zięć jego i tylu zacnych szanownych ludzi przychodzą mię odwiedzać i dodawać mi otuchy.
Drugi dowód: z tej istoty, którą tak niedawno kochałem do szału, ani w duszy mojej, ani w sercu, ani w mózgu nie powstało żadnego śladu. Ostatni o niej wyraz rzucony na papier wymaże ją z przeszłości mojej i zatrze nawet wspomnienie. Każda z tych kartek nakreślonych ręką moją, odejmowała ze mnie po cząsteczce owych jak mary przerażających wypadków. Widzę je opadające u