Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/355

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

opisem epizodów, malowaniem obrazów i scen, tak właśnie jak gdybym poprostu opowiadał wydarzenia, których byłem świadkiem, nie zaś opłakany dramat gdzie bohaterem sam jestem. Co więcej, nie doświadczam lęku ni zgryzot zbrodniarza. Za pomocą jedynie stanowczego w tym razie środka odgrodziłem się na zawsze od istoty, która udręczała mi życie i mąciła rozum. Dziś, gdy patrzę na to wszystko jaśniejszem, spokojniejszem okiem, postępek mój wydaje mi się prostą rzeczą. Jednakże przed jego spełnieniem pasowałem się długo, w dobrej wierze uciekałem się do pracy, do modlitwy, do przyjaźni, do samotności, do samobójstwa, do nauki, do prawa, wreszcie do skruchy i poprawy tej, co mię tak strasznie zraniła; ze wszech stron szukałem antidotum na ten jad wyczerpujący wszystkie siły moje, napróżno. Wtedy natura sama nagłym, nieprzepartym, zabójczym ruchem uwolniła mię od razu od szatana co mię był opętał. Przez zbrodnię zostałem oczyszczony, ukojony, uzdrowiony. Niezwłocznie potem odzyskałem ową równowagę, która w fizjologii uważa się za podstawę cielesnego i duchowego istnienia. Odzyskałem wolną wolę, wywalczyłem swobodę osobistą, nie na chwilę, jak po spotkaniu z Sergiuszem, ale raz na zawsze, dowodem czego ta oto moja spowiedź pisana, do której od miesiąca biorę się co rano, ani z gorączką, ani ze znużeniem, ani ze wstrętem, po pięcio czy sześciogodzinnym spoczynku, którego nie zaznawałem już był dawniej. Czuję się gotowym