Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/343

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

otoczony egoizmem i pogardą ludzką, nieużyteczne istnienie w oczekiwaniu starości, niedołęstwa i śmierci, bo dziś jestem młody, jestem silny, i na śmierć przyjdzie się czekać długo.
„Po cóż czekać na nią? Dlaczego jej nie wywołać. Powiadają, że samobójstwo jest zbrodnią, nie prawda. To prawo najbezsporniejsze człowieka, skoro ten cierpi nad siły. Jeżeli to zbrodnia, tem ci gorzej dla Boga, który nas do niej doprowadza. A jeszczeż, czy choćby istnieje ten Bóg, którego kapłani, wyjęci spod wszelkich obowiązków, spod wszelkich uczuć i namiętności człowieczych, z głębi wystudzonej swej natury wskazują nam cierpienie, zaparcie się i walkę? I cóż on mi zrobił dobrego, ten Bóg, którym usiłują zamydlić mi oczy? Czyż kilku chwil rozkoszy, jakie zaznałem w mojem życiu, nie okupiłem już przed tym tysiącem ciężkich zapasów z nędzą, z przesądem, z niechęcią ludzką i z pracą? czyż nie opłaciłem ich, potem, najwyższą męczarnią serca, duszy i rozumu? Kiedy z jękiem i ze łzami tarzając się w prochu, błagałem tego Boga by mi nie odbierał mojej matki, czyż jej darował bodaj jedną chwilę? Kiedy, w niemej modlitwie, w której zawarłem całą rozdartą duszę moją, zakląłem go, by mi oszczędził niewierności Izy, by to co się stało uczynił niebyłém, czyż mię obdarzył tym dowodem potęgi swej i dobroci? Jakąż przestrogę, jaką pomoc, jaką pociechę odebrałem kiedy od tego Wszechmocnego, który nieporuszony i głuchy, przez ciąg tysiącleci