Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/342

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na, biedna matka! Umarła z żalu! Nic mi już pomóc nie może! Leży pod ziemią obojętna i bezwładna. Nie ona by to mię oszukała! W jej oczach byłem taki piękny! Jeżeli robiła kiedy uwagi czy wymówki mojej żonie, tamta musiała jej odpowiadać, że ona sama mniej niż kto inny ma do tego prawo. Pewnie to dla tego nie odzywała się już nigdy.
Gdyby tak wrócić do Paryża? I cóż bym tam robił? Zająłbym się wychowaniem dziecka, w nim bym znalazł pociechę! Trzyletnie dziecko, czemże ono może być dla mnie? I czem ja być mogę dla niego? Brak ojca czuć mu się dziś nie daje, zabawki wystarczają mu zupełnie. A zresztą, czyż ja kocham to dziecko, żywy portret matki? Lepiej nie widzieć go wcale. Może i mój ojciec porzucił mnie w taki sam sposób! Osądziłem go za wcześnie! Kto wie, czy był winniejszym ode mnie?
Otóż, czym jest życie! Tak więc, zrodzony poza obrębem praw społeczeństwa, pomimo wszelkich z mej strony wysiłków nie mogłem już wrócić do niego. Szczęście i cnota nie dla mnie istnieją. Byłem dobrym synem, byłem człowiekiem prawym, szczerym i wytrwałym; byłem artystą pracowitym i sumiennym: kochałem bezinteresownie, wiernie i uczciwie; na całej przeszłości mojej nie ma cienia złego czynu i oto moja nagroda! Jestem zdradzony, porzucony, zapomniany! I tak już na zawsze zostanie, i odtąd nieszczęśliwy, zawistny i zgoryczony, bez talentu i bez miłości, powlekę,