Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kara, którąś wyznaczył wiarołomnej twojej żonie, jakkolwiek doradzona przez najuczciwszego i najodważniejszego pod słońcem człowieka, niemniej jest podłem tchórzostwem. A tobie to wystarcza! Czyż Konstanty, on, co jest żołnierzem, takby postąpił w podobnym razie? Czynnie traktuje cię za bardzo jak dziecko, i czy odwrotnie do twego honoru nie zadowalnia się fortelem, którego nigdyby nie użył dla siebie samego? Gdybyś ty mu zabrał siostrę, czyby cię nie zabił? Krwi, krwi przedewszystkiem! Co Sergiusz musi myśleć o tobie? Rzecz cała uszła mu sucho. Chyba się boisz?“
— Ach do licha! czym zwaryował wczoraj!
I nie wiele się troszcząc o godzinę, pobiegłem na ulicę Penthiévre. Bez trudności wskazano mi mieszkanie bogatego Rossyanina, znanego z elegancyi i zbytku.
O samej ósmej stanąłem u drzwi Sergiusza. Lokaj nie chciał odrazu budzić swego pana; nalegałem, tłómacząc, że szło o ważne sprawy familijne, nie cierpiące zwłoki. Umyślnie po to przyjechałem z zagranicy. Lokaj wprowadził mię do buduaru wybitego niebieskim atłasem, wonnego od mnóstwa kwiatów, niby buduar kobiecy.
Pierwszym przedmiotem, co na wstępie uderzył moje oczy, był biust Izy, umieszczony między dwoma oknami, który wykonałem z palonej gliny, gdy miała lat czternaście, a który, jak mi mówiła, odesłała siostrze. Na ten widok, pochwyciłem z ko-