Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/300

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

minka żelazny pogrzebacz i zdruzgotałem nim biust na drobne kawałeczki.
Sergiusz tymczasem ukazał się we drzwiach i patrzył na to osobliwsze widowisko. Znał mię zapewne z widzenia, domyślił się więc wszystkiego i czekał stojąc milczący w progu. Bał się też może bym go nie zamordował jednem uderzeniem tego pogrzebacza, który miałem w ręku, a który szczęściem położyłem napowrót na kominku.
Sergiusz był młodzieńcem słusznego wzrostu, o fizyognomii otwartej i szczerej, nie piękny i nie brzydki, wielki pan od stóp do głowy.
Głuchym głosem wymieniłem moje nazwisko.
— To więc, na cośmy się zgodzili z pańskim przyjacielem, nie zadowalnia już pana? odpowiedział mi tonem człowieka, który również z kolei gotów jest stracić cierpliwość.
— W istocie, panie; dziś inaczej sądzę.
— Nie daje to panu prawa rozbijać rzeczy nie należących do niego.
— Ten biust? — zawołałem.
— Ten biust jest moją własnością; zapłaciłem za niego? warto, i jestem tu w moim domu. Racz pan mi oznajmić cel swoich odwiedzin i odejść ztąd.
— Potrzebuję zabić pana.
— Należało tak mówić od razu, to nierównie prościej. Jeżeli panu równie pilno jak mnie, zechciej się udać ze swymi świadkami, o godzinie