Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T3.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kolasa zwróciła się na róg cmentarza Niewiniątek i znikła ma ulicy Saint-Denis.
— Otóż tylu widziałem — mówił Chicot — kardynała Guise, księcia Mayenne, Henryka Walezjusza i Henryka króla Nawarry; jednego mi tylko brakuje, to jest księcia Andegaweńskiego. Poszukajmy Franciszka III-go, chciałbym zobaczyć tego zacnego monarchę.
I skierował kię ku kościołowi St. Germain l‘Auxerrois.
Nietylko Chieot szukał księcia Andegaweńskiego i niepokoił się o niego, panowie Guise także szukali go wszędzie, lecz nie byli Szczęśliwsi od trefnisia.
Książę Andegaweński nie był czowiekiem, któryby się nierozsądnie narażał i zobaczymy później jakie powody skłaniały go do oddalenia się od przyjaciół.
Przez chwilę Chicot sądził, że wynajdzie księcia na ulicy Bethisy, gdzie liczny tłum zgromadzał się przed sklepem kupca winnego.
W tym tłumie Chicot poznał pana de Monsoreau.
— Aha! — rzekł — chart tutaj, to i lis niedaleko.
Chicot mylił się.
Pan de Monsoreau starał się ujmować wychodzących z szynku pijaków, a przedewszyktkiem mówcę, który ich podniecał.
Mówcą tym był pijany Gorenflot.
Opowiadał on o swojej podróży do Lyonu i pojedynku w zajeździe, z urojonym hugonoitą.
Guise, który z opowiadania poznawał Mikołaja Dawida, słuchał go z całą uwagą.
Ulicę Bethisy przepełniały tłumy.
Wielu szlachty przywiązało konie swoje do kółka, przybitego do słupa w środku ulicy.