Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T3.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ne — odpowiedział tłum stojący przy stole la Huriera, który zdaleka poznał książąt Lotaryńskich.
— Co znaczą te krzyki?... — zapytał Henryk III-ci marszcząc brwi.
— To są krzyki, które dowodzą, jak wszystko jest na swojem miejscu. Guise na ulicach, ty królu w Luwrze. Wracaj, Najjaśniejszy panie do Luwru.
— Czy pójdziesz z nami?
— Nie potrzebujesz mnie, mój synu; masz twoją traż, panów Quelusa i Maugirona. Ja muszę widzieć wszystko do końca.
— Dokąd idziesz?
— Idę się jeszcze zapisać na kilku listach; chcę bowiem, aby jutro znaleziono dużo moich podpisów. Dobranoc, mój synu idź na prawo ja pójdę na lewo, każdy z nas w swoją drogę.
— Co znaczy ten hałas?... — nagle zapytał król i dlaczego tłumy biegną ku nowemu mostowi?
Chicot wspiął się na palcach, lecz nic prócz tłumu dostrzec nie zdołał: zdawało mu się tylko, że ta lawa hucząca niesie kogoś w triumfie.
Nagle, w miejscu gdzie ulice rozchodzą się przy Lavandieres, tłum rozstąpił się i ukazał człowieka, będącego główną osobą zbiegowka.
Był to mnich, jadący na ośle, mówił on głośno i mocno gestykulował.
— Do pioruna!... — rzekł Chicot, jak tylko poznał człowieka i zwierzę — mówiłem o sławnym kaznodziei w Saint-Merry, otóż nie trzeba iść tak daleko, tutaj go posłuchajmy.
— Kaznodzieja na ośle!... — rzekł Quelus.
— To nie kaznodzieja, ale Silen — dodał Maugiron.
— Szczególna! obadwaj razem mówią — zakończył Henryk.
— Ten na dole wymowniejszy — mówił Chi-