Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T3.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cot — tylko ten co na górze lepiej mówi po francusku. Słuchaj Henryku.
— Ciszej! ciszej! — wołano ze wszystkich stron.
— Ciszej!... — zawoła! Chicot piorunującym głosem.
Wszyscy umilkli, koło słuchaczy obstąpiło mnicha i osła.
— Bracia moi — rzekł — Paryż jest wielkiem miastem, dumą Francji, a paryżanie ludem rozumnym.
Na nieszczęście, w tej chwili osioł tak mocno ryknął, że zupełnie zagłuszył jeźdźca.
Lud parsknął śmiechem.
— Ciszej Panurgus, ciszej!... — zawołał mnich — czekaj, przyjdzie kolej na ciebie.
Osioł umilkł.
— Bracia moi — mówił dalej kaznodzieja — ziemia jest padołem, gdzie człowiek zalewa się łzami.
— On pijany? — rzekł król.
— Nieinaczej — odpowiedział Chicot.
— Ja który wam każę — mówił mnich dalej — jak Hebrajczyk wracam z wygnania, a od ośmiu dni żyłem tylko chlebem żebranym, tak, żyłem żebraniną ja i mój Panurgus.
— Co to za Panurgus? — zapytał król.
— Zapewne jaki jego przyjaciel — odpowiedział Chicot — ale proszę mi pozwolić słuchać.
— A dla kogo i przez kogo wszystko to wycierpiałem? Przez Heroda i jego sługi, wiecie kogo nazywam Herodem?
— Mój synu — odezwał się Chicot — ja ci wytłumaczę przydomek.
— Głupiec!
— Do kogo mówisz, czy do mnie, czy do mnicha, czy do osła?
— Do wszystkich trzech razem.