Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T2.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Starzec odzyskując nieco sił, czekał odpowiedzi Bussego, aby wyrobić sobie o nim zdanie; wyrazy Saint-Luca pocieszyły go trochę.
Bussy zamiast odpowiedzieć, postąpił ku baronowi de Meridor.
— Panie baronie — rzekł — proszę o chwilę samotnej rozmowy?
Panie!... — zawołała Joanna — usłuchaj pana de Bussy a przekonasz się, że jest dobrym i szlachetnym.
— Mów panie — odpowiedział baron, drżąc cały, dojrzał bowiem coś dziwnego w spojrzeniach młodzieńca.
Bussy zwrócił się ku panu de Saint-Luc i jego żonie i rzekł:
— Zostawcie nas samych.
Małżonkowie wyszli z sali.
Bussy zbliżył się do barona i skłonił nisko.
— Panie baronie — rzekł — w mojej obecności obwiniałeś księcia, któremu służę, a obwiniałeś tak gwałtownie, że zmuszony jestem żądać wyjaśnień.
Starzec zrobił poruszenie.
— O! nie bierz pan za złe mojego wyrażenia — mówił dalej Bussy — mówię szczerze i po przyjacielsku, a mówię dlatego, aby osłodzić twoje cierpienia, smutny wypadek, o którym wspomniałeś. Zobaczymy, czy wszystko nie jest tylko zręczną intrygą i czy niema środka ratunku.
— Panie — odpowiedział starzec — miałem chwilę nadziei. Szlachetny i waleczny kawaler — pan de Monsoreau, kochał moją córkę i bardzo się nią zajmował.
— Pan de Monsoreau! dobrze, zobaczymy, jakie było jego postępowanie.
— Szlachetne, prawdziwie rycerskie, mimo że Diana odrzuciła jego rękę. On pierwszy uprzedził