Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T2.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i pana de Saint-Luc — to książę Andegaweński zabił moją Dianę; on zabił moją córkę, moje jedyne dziecię!
Ostatnie wyrazy wymówił z taką boleścią, że nawet Bussemu łzy w oczach stanęły.
— Panie — odezwała się młoda mężatka — nic dotąd nie pojmuję, a chociażby tak było, nie sądzę abyś mógł winić pana de Bussy, najwaleczniejszego i najszlachetniejszego rycerza. Przekonaj się dobry ojcze, że pan de Bussy nie wie o niczem. Czyżby tu przybył, spodziewając się z twojej strony podobnego przyjęcia? O! panie, na miłość Diany, powiedz co to za smutny wypadek?
— Więc nic pan nie wiesz?... — rzekł starzec, zwracając się do Bussego.
Bussy skłonił się w milczeniu.
— Mój Boże!... — zawołała Joanna — jakto! więc nikt nie wie o tym wypadku?
— Diana umarła i najlepsza jej przyjaciółka nic nie wie... A! prawda, nie pisałem, ani nie mówiłem o tem nikomu; zdawało mi się, że świat powinien przestać istnieć, gdy córka skonała; zdawało mi się, że wszyscy po Dianie powinni chodzić w żałobie.
— Mów, mów panie, to ci może ulży cokolwiek — rzekła Joanna.
— O! tak — znowu zaczął baron — ten niecny książę ujrzał moją Dianę, kazał porwać i uprowadzić do zamku Beauge jakby niewolnicę. Diana przełożyła śmierć nad sromotę. Wyskoczyła oknem do jeziora i tylko jej zasłonę znaleziono na wodzie.
Ostatnich wyrazów nie mógł wymówić bez łkania, rozrzewniając wszystkich, nawet Bussego, przywykłego do widoku krwi.
Joanna patrzyła na hrabiego z trwogą.
— To okropne?...— zawołał Saint-Luc. Hrabio, musisz opuścić księcia.