Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T2.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mię o niecnych zamiarach księcia, podał środki uniknięcia ich, a wszystko w sposób odsłaniający jego szlachetność i prawość charkteru. Prawda, żądał ode mnie jednej rzeczy — a tą była Diana, jeżeli ją zdoła od hańby uchronić. Nie mogłem odmawiać tej nagrody, bo młody, czynny i przedsiębiorczy mąż, więcej mógł zdziałać, niż ojciec stojący nad grobem. Zezwoliłem; ale niestety! przybył za późno.
— A od tej chwili, pan de Monsoreau nie przesłał żadnych wiadomości?... — Zapytał Bussy.
— Zaledwie miesiąc upłynął — rzekł starzec — a zapewne szlachetny mąż nie miał odwagi ukazać się, nie zdoławszy swojego zamiaru przywieść do skutku.
Bussy spuścił głowę.
Pojął jak pan de Monsoreau pozbawił księcia osoby, którą ukochał, jak bojaźń gniewu potężnego pana zmuszała go do ukrywania małżeństwa nawet przed ojcem, za pomocą pogłoski o śmierci Diany.
— I cóż? — rzekł starzec.
— Baronie!... — odezwał się Bussy — mam od księcia Andagaweńskiego polecenia przywiezienia pana do Paryża, gdzie Jego książęca mość życzy sobie mówić z panem.
— Ze mną!?.... — wykrzyknął baron — ja mam widzieć go po śmierci córki. Cóż on może mi powiedzieć?....
— Kto wie?... może się oczyści z zarzutów.
— Usprawiedliwi!... niestety!... nie powróci mi jednak dziecka. Nie, panie de Bussy, nie pojadę.
— Panie baronie — odrzekł de Bussy — pozwól, abym cię o to prosił; moim obowiązkiem jest zawieźć cię do Paryża, i poto przybyłem.
— Dobrze, pojadę — wykrzyknął baron de Meridor, drżący z gniewu — ale biada tym, którzy mię usiłują zgubić. Król zechce mię wysłuchać, a jeżeli