Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T2.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Więc państwo jedziecie do Meridor?... Cóż za interes?...
— Jest to majątek jednej z moich przyjaciółek — odpowiedziała Joanna.
— Jednej z przyjaciółek... — która jest zapewne w domu?
— Zapewne — odrzekła pani de Saint-Luc, nie wiedząc zupełnie o wypadkach od dwóch miesięcy zaszłych w Meridor. — Pan nic nie słyszał o baronie Meridor?...
— O baronie Meridor?...
— Albo o jego najpiękniejszej córce?...
— Nic, pani — odpowiedział Bussy, ledwie dysząc.
A w duszy mówił sobie:
— Jakież szczęście każe mi spotykać ludzi, którzy mówią o ukochanej istocie, wtórzą samotnej i najdroższej myśli?... Miałażby to być niespodzianka, albo zasadzka? Saint-Luc nie był już w Paryżu, gdy Bussy zaszedł do pani de Monsoreau i kiedy dowiedział się, że hrabina de Monsoreau, była Dianą de Meridor.
— Zamek jeszcze daleko?... — zapytał.
— Siedem mil; ale tam spodziewaliśmy się nocować. Pojedzie pan z nami?.. — zapytała pani de Saint-Luc.
— Tak, pani.
— Będzie to krok ku szczęściu, o którem panu mówiłam.
Bussy skłonił się i począł jechać obok.
Po chwili milcznia, Bussy zadał pytanie:
— Baron de Meridor, co to za człowiek?...
— Prawdziwy rycerz dawnych czasów.
— Za kogoż wydał córkę?... — znowu nieśmiało zapytał.
— Wydał córkę?...