Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T2.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak.
— Diana poszła zamąż?...
— Cóżby w tem było nadzwyczajnego.
— Zapewne, nic; ale jabym pierwsza o tem wiedziała.
Ciężkie westchnienie wydarło się z piersi Bussego.
— Kiedy tak — rzekł — to pannę de Meridor pewnie zastaniemy w domu?...
— Tak sądzę — odpowiedział Saint-Luc, pojmując myśli żony.
Nastąpiło długie milczenie. Wszyscy troje pogrążyli się w swych myślach.
— Otóż!... — zawołała nagle Joanna, wznosząc się na strzemionach — otóż widać już wieże zamku. Panie Bussy, pośród tych drzew, które za miesiąc zazielenią się, patrz, widzisz ceglany dach?...
— Tak jest, — mówił Bussy z mocnem wzruszeniem. — To zamek Meridor?....
Na widok tego pięknego i bogatego kraju, na widok domu zamożnego, przypomniał sobie biedną, skazaną na pobyt w ciężkiem powietrzu Paryża, przy ulicy Ś-go Antoniego.
I westchnął, tym razem nie z boleści, bo pani de Saint-Luc, nie mogąc go szczęściem obdarzyć, pozwoliła mu mieć nadzieję.

ROZDZIAŁ X.
OSIEROCONY STARZEC

Pani de Saint-Luc nie myliła się.
We dwie godziny później podróżni stanęli przed zamkiem Meridor.
Bussy namyślał się chwilę, czy ma opowiedzieć przygodę, wskutek której Diana de Meridor opuściła dom rodzinny.