Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T1.pdf/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czyś pani zapomniała o księciu Andegaweńskim?...
— Upewniałeś mię pan, że będąc twoją żoną, nie będę potrzebowała lękać się go.
— To jest...
— Upewniałeś mię..
— Ach, jeszcze muszę być ostrożnym.
— A więc dokończ twojego dzieła i wtedy przybądź.
— Djano — rzekł hrabia, na którego twarzy znać było gniew. — Djano, nie igraj ze świętym węzłem małżeństwa. Usłuchaj rady jaką ci daję!
— Spraw pan, abym miała zaufanie do męża a będę szanować małżeństwo.
— Sądzę, że mojem postępowaniem zasłużyłem na zaufanie.
— A ja sądzę, że pań nie działałeś dla mego dobra...
— O!... tego za wiele — zawołał hrabia. Jesteś w moim domu, pani jesteś moją żoną i sam szatan nie zaprzeczy mi prawa własności...
Bussy dotknął ręką szpady i krok naprzód postąpił; lecz Djana nie dała mu czasu na ukazanie się.
— Patrzaj pań — rzekła, dobywając z zapasa ukryty sztylet — oto moja odpowiedź.
I wpadając do pokoju, w którym stał Bussy, zatrzasnęła drzwi, pchnęła zasuwkę, a tymczasem pan de Monsoreau bił w deski pięścią.
— Jeśli pan — mówiła spokojnie Djana — naruszysz drzwi, znajdziesz mię na progu nieżywą.
— Bądź pani spokojną — rzekł Bussy, obejmując jej kibić — masz tutaj właśnie obrońcę.
Pan de Monsoreau nogą we drzwi uderzył; lecz