Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T1.pdf/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dotrzymałeś.
— Jak pan widzisz; wszak szukam domu.
— Kiedy tak — mówił Bussy — kocham cię, uściśnij moją rękę. Jestem ja ci wiele dłużny, panie Remy.
— Dłużny?
— Tak jest i odpłacę... Jak dawno jesteś w Paryżu? Powiedz mi wszystko szczerze.
— Kilka lat; co zaś robię? sam nie wiem, bo nie mam praktyki.
— No, ja ci ją nastręczę; czy chcesz być u mnie? Wierzaj mi, jestem sławnym operatorem i żaden pradzień nie minie, abym skóry komu nie przedziurawił. Czy chcesz łatać dziury, które mnie zrobią i które ja innym porobię?...
— A!... panie hrabio... ja...
— Jesteś człowiekiem, jakiego mi potrzeba. Rękę masz lekką, jak kobieta, a twój balsam...
— Panie...
— Pójdziesz do mnie... będziesz miał pokój i ludzi na usługi. Przyjmij, bo na honor odmowa mię zaboli. Prócz tego, kuracja nie skończona i jeden plaster jeszcze trzeba położyć,.
— Panie hrabia!... — mówił młody lekarz — jestem tak uradowany, że nie umiem w tej chwili złożyć ci podziękowań. Wszak będę miał pacjentów?...
— Mówiłem ci, że cię biorę dla siebie i moich przyjaciół. Teraz nic sobie nie przypominasz?...
— Nic.
— Ale pomóż mojej pamięci.
— Jakto?...
— Ty, który jesteś tak uważanym, że liczysz kroki, macasz mury i rozróżniasz głosy, powiedz mi jak się stało, żem się przebudził nad fosą Temple?...
— Pan?...