Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ah! ah! zawołał Antonio.
— Może pójdziemy ją obejrzeć? rzekł dowodzca.
— Bardzo chętnie.
— Obraliśmy skryte miejsca, mówił daléj Żakomo, ażeby Francuzi nie postrzegli czasami dymu.
— Dobrzeście doradzili, rzekł Antonio.
— Gdyby oni zobaczyli w takim upale ogień, zarazby się domyślili, że go nakładamy na kuchnią, nam zaś potrzeba, ażeby im się zdawało, że zgoła nie mamy żywności.
— Oh! co to kapitanie, rzekł bandyta, to wielka prawda, im się zdaje, że wy duchem świętym żyjecie, albo jak ludożercy jeden drugiego zjadacie.
— Głupcy, rzekł kapitan ściskając ramionami.
Antonio nic nie odpowiedział, wszedł do kuchni i zaczął ją oglądać z pilnością: postukał ręką o mur, głuchy odgłos prze-