Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stępuje w obecności tego człowieka. Nigdy się nie przyzwyczaję do takich okrócieństw.
Dziécko! odpowiedziął Delmar, puszczając jéj ręce, sądzisz więc że jakikolwiek naród może się odrodzić bez rozlewu krwi, że można przytłumić fakcije, nie stawiąc szubienic? Czyż słyszałeś ażeby w rewolucji jakiegokolwiek narodu dążącego do równości nie spadło głów kilkunastu? Nieszczęście wówczas, nieszczęście dla wielkich, laska Tarkwiniusza dotknie ich niezawodnie!
Zamilkł na chwilę, po czém daléj mówił: — Zresztą sam się zastanów: cóż to jest śmierć? Sen bez marzeń, bez przebudzenia się; cóż to jest krew? czerwony likwor mało co różniący się od tego jaki jest w téj butelce, i który nie sprawia innego skutku, jak tylko ten, jaki do nich wyobraźnia nasza przywiązuje: Sombreuil pił go nie mało. — No, i cóż? milczysz.... zobaczmy czy nie ma w two-