Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jém krześle, bardzo przyjemnie mi jest patrzeć na waszę gorliwość; możecie jednak zostać spokojnie u stołu, nie ma tam dla was roboty.
— Cóż wiec znaczy to strzelanie? zapytał Marso.
— Nic, odpowiedział Delmar, strzelają więźniów wziętych dzisiejszéj nocy.
— Ah! nieszczęśliwi! krzyknęła Blanka w przestrachu.
Delmar postawił czaszę którą miał do ust podnosić, i zwracając się ku niéj poważnie: — Toż to mi rycerz! rzekł, jeżeli żołnierze mają być takimi niewieściuchami, jak ty — lepiéj byłoby żeby kobiety w miejscu podobnych tobie przywdziały mundur żołnierski; prawda, że jesteś młodym jeszcze, dodał biorąc jéj obie dłonie do swoich, i patrząc badawczo w oczy, ale z czasem się przyzwyczaisz.
— Ah! nigdy, nigdy! zawoła Blanka, nie zastanawiając się jak nierozważnie po-