Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jak i wszystko: jednę tylko rękę ze skrzepłemi palcami podnosił nad wodę. Użyłem całéj mojéj możności, wyciągnąłem jak najdalej wiosło: — bierz się pan, hup! wołałem. Włożyłem do ręki wiosło.... No, chwała Bogu!...
Tu Kantillon otarł pot z czoła. Ja także odetchnąłem, on zaczął daléj.
— Dobrze to mówią, że tonący i brzytwy się chwyta; i mój pan tak się uczepił za wiosło, iż wszystkie palce zostawiły dobrą pamiątkę na drzewie. Oparłem wiosło na brzegu statku, podważyłem, pan Eugieniusz ukazał się nad wodą. Drżałem jak osina, lękałem się ażeby nie upuścić wiosła. Ciągnąłem ile mi sił stawało, pan Eugieniusz z odwaloną głową, był prawie zupełnie omdlały; gdy już byłem znacznie się przybliżył; wziąłem go za ręce; chwała Bogu, byłem już pewny mając go w swoich szczypczykach. Przez dni ośm zostały znaki