Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w tejże saméj chwili i w mojéj głowie snuły się także roztrząsania literackie.
— Więc pan robi tragiedje? rzekł on patrząc na mnie z ukosa.
— Nie, mój przyjacielu.
— A cóż pan robi?
— Dramy.
— Ah! to pan jesteś romantykiem. Woziłem kiedyś jednego akademika do akademii, który bardzo dobrze układał dramy, romantyczniej pisał on także tragedje; deklamował mnie nawet kawałek swojéj ostatniéj. Nie wiem jak on się nazywa, chudy, wysoki, co ma krzyż legii honorowej, i koniec nosa czerwony. Pan musi go znać? — Skinąłem głową jak gdybym chciał powiedzieć — tak.
— A twoja bistorja?
— Ah! ależ bo to, widzi pan, bardzo smutna; wiele tam zabójstw, umarłych!
Wzruszony ton jego, gdy to mówił, jeszcze bardziéj wzbudził we mnie ciekawość.