Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/383

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— On jęczy, ceirpi, doktorze.
— Ale gdzie tam; aż za nadto wyraźnie mówi. Pozwól, Najjaśniejsza Pani, zaraz drzwi otworzę.
— Ależ za nic w świecie nie wejdę do niego! — zawołała, cofając się królowa.
— Ja także tego nie chcę. Proszę tylko o wejście do pierwszego pokoju, a stamtąd bez obawy zdradzenia się można słyszeć wszystko.
— To ukrywanie się, te przygotowania, strachem mnie przejmują — szepnęła królowa.
— A co to będzie, jak pani usłyszy wszystko — odparł doktór, i wszedł sam do pokoju chorego. Charny w mundurze oficerskim, który poczciwy doktór porozpinał na nim, w białych jedwabnych pończochach ze sprzączkami z konchy i opalu, w których nogi jego zgrabnie się rysowały, z rękami jak u trupa, sztywno wyciągniętemu, usiłował unieść z poduszki ociężałą głowę.
Pot kroplisty spływał mu z czoła, pokrytego spadającemi włosami.
Osłabiony, bezwładny, żył tylko jedną myślą, uczuciem jednem, pochłaniającem; ciało, martwe prawie, drgało co chwila, pożerane wewnętrznym płomieniem, palącym się jak w lampie alabastrowej.
Nie napróżno uczyniliśmy to porównanie, bo płomień ten, w którym skupiało się życie całe Charny‘ego, oświecał blaskiem swym, fantastycznym, a łagodnym, niektóre epizody, jakich wspomnienie żyło w nim, jak cudny poemat...
Właśnie opowiadał spotkanie z damą, niemką, jak sądził, na drodze z Paryża do Wersalu.
— Niemka! niemka! — powtarzał bezustannie.
— Tak, niemka, wiemy o tem — rzekł doktór, zwracając się do królowej — to podróż do Wersalu.
— Królowa Francji! — wykrzykną! naraz chory.
— A co! — rzekł Louis, zaglądając do pokoju, gdzie była królowa — to ciągle tak samo. Co pani na to?
— A! to okropne — rzekł Charny — ukochać anioła, kobietę; kochać ją szalenie, życie dla niej poświęcić... a potem zbliżasz się, patrzysz... i widzisz królowę, strojną w aksamit i złoto, i jedwab... bez serca!
— O! co on mówi — przerwał doktór, śmiejąc się przymuszenie.
Charny nie zwracał uwagi i ciągnął dalej: