Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy wolałabyś, hrabino, abym cię oczekiwał w buduarze?
— Różnica jest dość drażliwa.
— Tak sądzę, hrabino.
— Chodzi więc o to, abym spożyła kolację z Waszą Eminencją?
— Zapewne...
— Spodziewam się, że będziesz miał apetyt, eminencjo.
— A ty, hrabino?
— Ta wcale nie jestem głodna.
— Jakto, odmawia mi pani towarzystwa przy kolacji?
— Co takiego?
— Wypędza mnie, pani?...
— Nie rozumiem cię, monsiniorze.
— Posłuchaj mnie, droga hrabino.
— Słucham.
— Gdybyś nie była tak rozognioną powiedziałbym ci, że próżne twe usiłowania, że nie możesz nie być łaskawą dla mnie, czarodziejko, że jednak każdy komplement grozi mi klęską, milczę zatem...
— Lękasz się, monsiniorze?... Doprawdy, że stajesz się niezrozumiałym.
— Jednak to, co jest, nadzwyczaj jest przejrzyste i jasne.
— Wybacz mi moje olśnienie, monsiniorze!
— Słuchaj zatem, hrabino! niedawno wszak przyjęłaś mnie u siebie z niemałem zakłopotaniem: znajdowałaś bowiem, że mieszkanie, które zajmujesz, nie jest odpowiednim dla osoby twego stanowiska i pochodzenia. Zmusiło mnie to do zaprzestania odwiedzin moich — a wpłynęło na chłodne twoje dla mnie usposobienie. Ale przyszło mi na myśl, że gdybym dał ci właściwie otoczenie, wróciłbym powietrze ptakowi, zamkniętemu przez fizyka w machinie pneumatycznej.
— I cóż? — zapytała z niepokojem hrabina, zaczynała bowiem pojmować, o co chodzi.
— To, piękna hrabino, pozwoliłoby pani przyjmować mnie bez zakłopotania, mnie zaś — odwiedzać cię bez kompromitacji twojej, lub mojej osoby... Miałem nadzieję, że zechcesz przyjąć ten skromny domek. Proszę zauważyć, hrabino, że nie nazwałem go domkiem ustronnym...
— Jakto? dajesz mi ten dom, monsiniorze? — wykrzy-