Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/992

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Opowiedzmy jak byli umieszczeni.
Justyn stał po lewej stronie Salvatora, trzej młodzieńcy za nim. Naraz Justyn o trzy kroki od siebie usłyszał okrzyk bolesny, a potem głos dziecinny, który wołał:
— Na pomoc, panie Justynie! na pomoc!
Wezwany po imieniu, Justyn rzucił się naprzód i spostrzegł Babolina, którego przewrócił na ziemię jeden z agentów i kopał nogami.
Ruchem szybkim jak myśl, Justyn gwałtownie odepchnął agenta, i schylił się by podnieść Babolina. Lecz w tej chwili, Salvator spostrzegł tłuczek innego agenta wznoszący się nad Justýnem. Rzucił się z kolei z ręką naprzód, by ramieniem swem zasłonić Justyna; lecz ku wielkiemu zdziwieniu spostrzegł tłuczek zatrzymany w powietrzu i usłyszał głos czuły:
— A! dzień dobry, kochany panie Salvatorze! jakże mi przyjemnie spotkać się z panem!
Był to głos pana Jackala.

XI.
Aresztowanie.

Wiedział pan Jackal, że Justyn jest przyjacielem Salvatora i narzeczonym Miny, widząc więc grożące mu niebezpieczeństwo, rzucił się razem z Salvatorem, ażeby go zasłonić. I tym sposobem spotkały się ich ręce.
Ale nie na tem ograniczyła się opieka pana Jackala. Gestem dał rozkaz swym ludziom, ażeby szanowali grupę młodzieńców i biorąc Salvatora na bok:
— Kochany panie, Salvatorze, rzekł wznosząc okulary, ażeby, rozmawiając, nic przecież nie uronić z tego, co działo się w tłumie, kochany panie Salvatorze, chcę ci dać dobrą radę.
— Słucham pana.
— Radę przyjacielską... wiesz pan, że jestem twoim przyjacielem?
— Chlubię się tem przynajmniej, odrzekł Salvator.
— Owóż, poradź pan Justynowi i innym osobom mogącym cię obchodzić, a okiem wskazał Petrusa, Ludowika i Jana Roberta, poradź im, powiadam, ażeby się rozeszli i sam także odejdź.