Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/956

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ofiara była tak pożądaną, a razem tyle wyrażała serdeczności, iż Sarranti nie wahał się jej przyjąć.
Rzeczy przeniesiono, woźnicy obiecano nadesłać rychłą pomoc z Nancy i w dalszą puszczono się drogę z niemniejszą szybkością.
Po zmianie pierwszych grzeczności, Gibassier, który nie był pewnym czystości wymowy niemieckiej i obawiał się, że towarzysz, mimo, że był Korsykaninem, posiadał ten język, powstrzymał się od wszelkich zapytań, przestając na odpowiedziach „oui“ i „non“ z akcentem skłaniającym się coraz bardziej ku francuzczyźnie.
Wkrótce też przybyli do Nancy przed oberżę „Wielkiego Stanisława Leszczyńskiego“, która zarazem jest domem pocztowym.
Sarranti wysiadł, podziękował i chciał się oddalić, kiedy Gibassier wstrzymał go wyrazami:
— Źle pan czynisz, widzę, iż spieszno mu do Paryża, a że powóz przed jutrem sporządzony być nie może, tracisz pan więc całą dobę.
— Tem więcej nie na rękę mi ta sprawa, odpowiedział Sarranti, że wypadek podobny spotkał mnie już był przy wyjeździe z Ratysbony, gdzie także przepadło napróżno 24 godzin.
Szpieg teraz dopiero wytłómaczył sobie opóźnienie swej ofiary, co go nabawiło niespokojności w Steinbach.
— Ale, ciągnął Barranti, nie myślę tu czekać na naprawę karety, kupię nową.
I w istocie, rozkazał utrzymującemu pocztę odszukać jaki powóz.
Gibassier pomyślał wtedy, iż zanim powóz się wynajdzie, on będzie miał aż nadto czasu do przełknięcia obiadu. Od ósmej rano żołądek jego nie widział się z pokarmem, a chociaż w danych razach, współzawodniczyć mógł co do wstrzemięźliwości z wielbłądem, rozsądny dozorca nieomijał nigdy sposobności zjedzenia dobrze, jeśli zdarzała się po temu sposobność.
Zapewne i Sarranti tąż samą powodowany był ostrożnością, gdyż obaj zasiedli do stołów i wymówili głośno następujące dwa wyrazy:
— Chłopcze! obiad.