Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/955

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

miasteczku Kehl i zatrzymały przed oberżą Fryderyka Wielkiego.
Po wspólnej zmianie ukłonów, lecz bez wymówienia słówka, dwaj podróżni weszli do oberży, odszukali salę jadalną, zabrali miejsca, każdy przy swoim stoliku i kazali podać sobie zakąskę, Sarranti wyborną francuzczyzną, Gibassier z akcentem niemieckim bardzo wyraźnym.
Gibassier wciąż milczączy, pogardliwie kosztował zastawionych przed nim potraw, a rozpłaciwszy się, widząc powstającego współbiesiadnika, opuścił miejsce i poważnym krokiem sunął ku powozowi.
Dwie karety pocztowe rozpoczęły znowu bieg szalony.
W chwili przybycia wieczorem do Nancy, woźnica pana Sarranti, który jako mający być pierwszym drużbą na weselu krewniaka, zły był na losy zawistne zmuszające go do porzucenia smakowitej uczty dla przespacerowania się o mil jedenaście tam i z powrotem, a zawiadomiony przez towarzysza, iż podróżny jego szybko jechać pragnie i płaci sowicie, siadł na kozioł i takim wściekłym puścił się galopem, iż o dobre pół godziny wyprzedził jadących za nim i byłby wrócił dość wcześnie dla otwarcia balu, gdyby w chwili przybycia do Nancy, jak mówiliśmy, powóz wraz z końmi i ludźmi, zjeżdżając ze stromego pagórka, nie był wywinął tak straszliwego koziołka, iż krzyk boleści wydarł się z piersi czułego pana Gibassiera, który wyskoczył szybko z karety dla niesienia pomocy nieszczęśliwemu.
Dobroczyńca pokwapił się jedynie dla zadość uczynienia sumieniu, gdyż po wywrocie, jaki spostrzegł, mógł raczej mniemać, że Sarranti prędzej księdza, aniżeli pomocy ludzkiej potrzebować będzie.
A jednak, o dziwo! znalazł podróżnego żywymi całym, woźnica miał tylko ramię wybite i nogę zgniecioną. Jeżeli przecie los wybawił ludzi, za to nie oszczędził koni i powozu: jeden koń się zabił, drugi miał nogę strzaskaną, a cały bok powozu rozstrzaskał się w drobne kawałki.
Oczywiście, w dalszą drogę udać się nie było podobna. Sarranti zaklął ogniście, co nie dowodziło zapewne cierpliwego i anielskiego usposobienia, lecz zrezygnował się, gdy madiar pół po francuzku, pół po niemiecku ofiarował nieszczęśliwemu towarzyszowi podróży, miejsce w swojej karecie.