Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/920

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Hrabia szukał wzrokiem grabarza, lecz grabarz dostał rozkaz od proboszcza Penhoel niełączenia się z orszakiem.
— Herweyu! zawołał hrabia na starego sługę, idź po łopaty.
Kilku chłopów ruszyło ku zamkowi.
Hrabia podniósł rękę.
— Niech idzie Herwey, rzekł rozkazująco.
Za chwilę powrócił niosąc dwie łopaty.
— Dziękuję, moje dzieci, odezwał się hrabia. To należy do mnie i do Herweya.
Wziął łopatę z rąk sługi.
— Dalej, dobry mój Herweyu, rzekł, przygotujmy ostatnie łoże dla ostatniego z hrabiów de Penhoel.
I jął kopać ziemię.
Herwey poszedł za jego przykładem.
Nikt z obecnych nie mógł łez powstrzymać na widok dwóch starców o siwych brodach i włosach rozwianych, kopiących dół dla dziecka, które jeden zrodził, drugi wypiastował!
Dominik z oczyma utkwionemi w niebo, z rękami skrzyżowanemi na piersiach, nieruchomy, milczący, stał jak w ekstazie. Piękna postać mnicha w malowniczym stroju, uzupełniała obraz pełen dramatyczności.
Niebawem grób był gotów.
Podłożono sznur pod trumnę i spuszczono do grobu.
Nie było wody święconej.
Dominik spostrzegł w wydrążeniu skały trochę wody błyszczącej jak zwierciadło. Wyrzekł nad tą wodą słowa uroczyste, ułamał gałązkę sosny, umaczał ją w wodzie, zbliżył się do grobu i pokropił trumnę mówiąc:
— W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, błogosławię cię mój bracie i miłosierdzia Bożego wzywam dla ciebie.
— Amen, odpowiedzieli przytomni.
Mnich mówił dalej.
— Ja cię znałem; mogę więc powiedzieć dzieciom tej ziemi, która i ciebie wydała, że nie stałeś się uczuć ich nie godnym. Byłeś zacnym synem Bretonji, posiadałeś cnoty właściwe swemu plemieniu; byłeś szlachetny, silny, wspaniały, piękny. Odznaczyłeś się na tym świecie, a choć zaledwie miałeś lat dwadzieścia cztery, życie twe było ofiarą a śmierć męczeństwem. Błogosławię cię bracie, i proszę Boga, ażeby cię jak ja błogosławił!