Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/921

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Amen, odpowiedzieli zgromadzeni.
Mnich podał gałązkę sosny hrabiemu de Penhoel.
Hrabia przyjął gałęź z rąk księdza, rzucił naokoło wzrokiem smutnym lecz z dumą i pogardą, i głosem głuchym, który stopniowo potężniał, przemówił:
— Przodkowie moi! wy, którzy w olbrzymich walkach zleliście swą krwią szlachetną tę ziemię, co wy na to mówicie, przodkowie moi? Czy warto pochodzić z rodu rycerzy, zdobywać Jerozolimę z Godfrydem, Konstantynopol z Baldwinem, Damiettę z Ludwikiem Świętym; wartoż było zaścielać ciałami swemi drogi wiodące na Kalwarję, ażeby ostatniemu potomkowi waszemu, duchowni chrześciańscy odmówili chrześciańskiego pogrzebu?... Cieniem cnót swoich, jak dąb potężnemi konary, okryliście całą Bretonię, a oto ostatniemu dziecku waszemu odmawiają kawałka tej ziemi, której wyście piersią swą bronili!... O jak boleśnie patrzeć, gdy jedynemu synowi mojemu, wzbraniają wstępu do grobowej kaplicy ojców, kiedy Bóg mniej może surowy od ludzi nie wzbroni mu wstępu do nieba? Na sąd was wzywani przodkowie moi!... Rozstrzygnijcie, czy ten ostatni Penhoel nie jest godnym spoczywać obok swej rodziny. W świecie, w którym przebywacie, zbierzcie się na radę, wszyscy, od Kolombana Mocnego, który 732 zginął na polach Poitiers odpierając Saracenów, aż do Kolombana Prawego, który w roku 1793 poniósł głowę na rusztowanie i umarł wołając: „chwała Panu na wysokościach! pokój na ziemi ludziom dobrej woli!“ zbierzcie sieę i osądźcie, wy, jedyni sędziowie, których ja uznaję. Osądźcie tego, któremu grób wykopałem, złożyłem do ziemi a trumnę jego zlewam wodą święconą, wziętą z wydrążenia skały. Ja, co nie sędzią jego jestem, ja, ojciec jego, przebaczam mu i błogosławię!...
Przy tych słowach hrabia de Penhoel potrząsnął gałązką po nad trumną i chciał ją podać Herweyowi, lecz sił mu zabrakło.
Zbladł śmiertelnie, krzyk rozdzierający wydarł mu się z piersi i padł na ziemię, jak dąb piorunem strzaskany.