Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/919

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

profundis clamavi ad Te!“ głosem silnym i tak przejmującym, że prośba jego na pewno doszła do stopni tronu Przedwiecznego.
— „De profundis clamavi ad Te,“ powtórzył tłum wzruszony.
— „De profundis clamavi ad Te,“ mówił cicho hrabia de Penhoel.
Po skończonym śpiewie wszyscy powstali.
Ksiądz podszedł do hrabiego.
— Panie hrabio, zapytał, gdzie mamy złożyć zwłoki syna twego?
— Wszak rodzina moja ma własną kaplicę grobową na cmentarzu w Penhoel, odrzekł hrabia.
— Cmentarz w Penhoel zamknięty, odźwierny nie chciał otworzyć.
— Odkądże to cmentarz w Penhoel zamknięty jest dla hrabiów Penhoel?
— Odtąd, odpowiedział ksiądz łagodnie, jak hrabiowie de Penhoel odbierają sobie życie, które od Boga otrzymali.
— Jeżeli tak, mój ojcze, to chciej udać się za mną, rzekł hrabia głosem pewnym.
Wyprostował się dumnie i poszedł naprzód; Herwey zajął jego miejsce przy trumnie.
Na znak księdza żałobnicy podjęli smutny ciężar i cały orszak ruszył wolnym krokiem za hrabią de Penhoel. Minęli basztę i stary zamek i poszli na szczyt skały od strony zachodniej po nad ocean niezmierzony, który burzył się i huczał.
Czarne fale piętrzyły się wysoko, wiatr dął i miotał siwe włosy starca.
Żaden inny widok nie mógł dać takiego wyobrażenia o potędze i gniewie Bożym, jak ten co rozciągał się przed ludźmi idącymi obok trumny. Lecz czy gniew ten miał dosięgnąć i potępić duszę nieszczęśliwego Kolombana? Ksiądz Dominik, to wielkie serce i umysł wzniosły, nie wierzył w to... Gorzki uśmiech przebiegł po jego ustach, oczy padły na trumnę, i jedyna rzecz wydała mu się tylko nieskończoną, potężną jak gniew Boży, to boleść ojca...
Hrabia zatrzymał się naprzeciw piasczystego wzgórza, porosłego wrzosem i jałowcem.
— Niech tu spoczną zwłoki syna mego, rzekł.