Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/797

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Przeciwnie, tylko ty jeden możesz mnie zatrzymać. Mów więc dalej.
— Na czem że to stanęliśmy?
— Stanęliśmy na twojem drugiem „jednakże“.
— Jednakże, powiedziałem, boję się, ażeby po odzyskaniu wolności... I niebardzo do niej będąc nawykłym...
— Nie nadużyć jej, nieprawdaż?
— Właśnie... Przypuść więc pan, że dam się unieść, a jestem człowiekiem łatwym do uniesień.
— Wiem, Gibassier: i to zgoła naodwrót z panem Talleyrandem, twoje uniesienie jest złe, ale mu ustępujesz.
— Przypuść więc pan, że wdam się w który z tych spisków, co snują się około tronu starego króla; cóż wtedy będzie? Zostałbym między młotem a kowadłem i musiałbym zamilknąć i narazić głowę, albo wydać wspólników i narazić honor.
Pan Jackal zdawał się oczami wydzierać każde słowo z ust Gibassiera.
— Więc kochany Gibassier, wciąż wątpisz o przyszłości?
— A! dobry panie Jackal, nalegał złoczyńca, cofając się z obawy, czy nie powiedział zawiele, gdybyś pan miał dla mnie czwartą część przyjaźni jaką ja mam dla pana, czy wiesz pan cobyś zrobił?
— Powiedz, Gibassier, a jeżeli to jest w mocy mojej, zrobię, jak słońce na niebie.
Być może pan Jackal używał tego wyrażenia przez przyzwyczajenie, ale co prawda to słońce podówczas świeciło na wyspach Sandwich. To też Gibassier zwrócił oczy na okno a spojrzenie jego było wymowną ironią; słońce okazało się nieobecnem właśnie w chwili, kiedy pan Jackal wzywał je na świadka! Ale udał, że tego nie uważa, i poprzestaje na wezwaniu inspektora.
— Jeżeli więc pan życzysz sobie uczynić coś dla mnie, rzekł, to wyślij mnie w podróż, proszę uprzejmie, dobry panie Jackal. Nie rozruszam się poty, póki nie będę za granicami Francji.
— A gdziebyś chciał się udać, kochany panie Gibassier?
— Wszędzie, wyjąwszy na południe.
— Aha! więc bardzo nie cierpisz Tulonu?
— I na zachód, dokończył Gibassier.
— Tak, z powodu Brest i Rochefort... No, ułóż-że sam dyarjusz podróży.