Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/434

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Panna Mina wróciła o zwyczajnej godzinie, bardzo smutna ale spokojna; położyła się, łóżko jest prawie nierozebrane, patrzcie. Czytała listy i czytając płakała; oto jej chustka, zmięta, jak każdej osoby płaczącej.
— O! daj pan, daj! zawołał Justyn.
I nie czekając, porwał i przycisnął ją do ust.
— Położyła się więc, mówił dalej pan Jackal, czytała, płakała, ale ponieważ nie można wciąż czytać i płakać, uczuła potrzebę snu i zgasiła świecę. Czy spała, czy nie, mniejsza. Tylko, oto co zaszło po zgaszeniu świecy. Zastukano do drzwi...
— Kto, panie, zastukał? zapytała pani Desmorets.
— A, kochana pani chcesz wiedzieć więcej, niż ja sam! Kto? Może pani powiem niedługo. Kobieta w każdym razie...
— Kobieta? szepnęła pani Desmarets.
— Kobieta, córka, żona, matka; pod wyrazem „kobieta“, oznaczam tu nie jednostkę, ale gatunek. Kobieta tedy zastukała do drzwi, Mina wstała i otworzyła.
— Ale jakże pan chcesz, żeby Mina otwierała, nie wiedząc kto stuka? zapytała pani Desmorets.
— A kto pani powiada, że nie wiedziała?
— Nieprzyjaciółce nie byłaby otworzyła.
— Nie, ale przyjaciółce? A! pani Desmorets, czyż ja dopiero miałbym szczęście uwiadomić panią, że mamy na pensji przyjaciółki, które są straszliwemi nieprzyjacółkami? Otworzyła więc przyjaciółce. Za przyjaciółką wszedł młodzieniec o małych butach i ostrogach, za człowiekiem w małych butach i ostrogach, człowiek w ciżmach podkutych w trójkąt. Jak kładła się do łóżka panna Mina?
— Nie rozumiem, rzekła pani Desmarets, do której stosowało się zapytanie.
— Pytam, jaką odzież miewała na noc.
— W zimie koszulę i obszerny szlafroczek.
— Dobrze! zatkano jej usta chustką, zawinięto ją w szal albo kołdrę, oto przy łóżku leżą jej pończochy i buciki, na tem krześle suknie i spódniczki, a przez okno wyniesiono ją tak jak była.
— Przez okno? zapytał Justyn, czemuż nie przez drzwi?
— Bo trzeba było przechodzić przez sień, narobić szmeru, a wreszcie prostszą było rzeczą, ażeby dwaj ludzie będący w pokoju podali ją człowiekowi stojącemu za oknem.