Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/433

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gibassier nie siedział w „zastawie“ założyłbym się, że to jego sprawa.“
— Panie Jackal, odezwał się Justyn, który bardzo umiarkowanie zajmował się tem tłomaczeniem, jakkolwiek drogocenne było z uwagi na postęp umiejętności, czy możemy wejść?
— Można, kochany panie Justynie.
Weszli do pokoju.
— Aha! rzekł pan Jackal, ślad kroków ode drzwi do łóżka, a od łóżka do okna. Potem, rzucając okiem na łóżko i stojący obok niego stolik: Tak! dodał, biedna panienka położyła się i czytała listy.
— O! moje listy! zawołał Justyn, kochana Mina.
— Potem, mówił dalej pan Jackal, zgasiła świecę: dotąd szło wszystko dobrze.
— Po czem pan poznaje, że zgasiła świecę? zapytał Salvator.
— Patrz pan, knot jeszcze nachylony, a dmuchnięcie, sądząc z załamania knota, szło od strony łóżka. Wróćmy do śladów, jeśli łaska, panie Salvatorze, wpatrzno się w to swemi myśliwemi oczyma.
Salvator skonił się.
— A, a! zawołał, coś nowego: noga kobieca!
— A co ja mówiłem, panie Salvatorze?... „Szukajcie kobiety!“ Czy nie miałem słuszności?... Powiadamy więc, że to noga kobiety... Tak istotnie, i to kobiety rezolutnej, nie chodzącej na samych palcach, ale następującej silnie całą podeszwą i piętą.
— Dodaj pan, rzekł Salvator, że kobieta jest dbałą o siebie, bo chodziła tylko po ścieżkach ogrodu, ażeby nie zanieczyścić bucików, że ślad jest oznaczony żółtym piaskiem bez żadnej przymieszki błota ziemnego.
— Panie Salvatorze, panie Salvatorze! zawołał urzędnik policyjny, co za nieszczęście, że wybrałeś już sobie stan! Jak zechcesz uczynię cię adjutantem moim. Nie ruszaj się.
Pan Jackal wyszedł, kroczył aleją piaskową aż do odcisków drabiny i usiadł.
— Tak, tak; kobieta wychodzi z wnętrza domu, idzie ścieżką, zatrzymuje się u podnóża drabiny, wraca tą samą drogą. Teraz wiem, jak się rzecz stała. Gdybym patrzał na własne oczy nie byłbym pewniejszym.
Wszyscy nastawili uszy.