Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/435

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I otóż, mówił dalej pan Jackal, jakkolwiek okiennica dobrze jest zamknięta, oto dowód, że panienka przeszła tędy, i że nie z dobrej woli.
Pan Jackal pokazał szeroką szczerbę w muślinowej firance; znać było, że ręką chwyciła za nią i wydarła kawałek.
— Panienka więc wyniesioną była oknem i przeprowadzoną przez mur, poczem osoba pozostająca w domu odniosła drabinę do lamusu. Następnie wróciła, zamknęła wewnątrz okiennice i okno, przeprowadziła jedwabną nitkę przez gałkę od zasuwki, pociągnęła drzwi naprzód, nitkę potem, i spokojnie poszła spać.
— Ale wracając do sypialni, lub wychodząc z niej, musiała być widzianą?
— Czyż pani nie masz innych pensjonarek, któreby miały osobny pokój, tak jak panna Mina?
— Jednę tylko.
— A więc to ta przyłożyła rękę! Kochany panie Salvatorze, znaleźliśmy kobietę.
— Jakto! pan przypuszczasz, że to przyjaciółka Miny jest porwania jej przyczyną?
— Nie powiadam przyczyną, ale wspólniczką; nie przypuszczam, ale twierdzę stanowczo.
— Zuzanna! krzyknęła pani Desmarets.
— Pani, rzeki Justyn, wierzaj mi, że tak być musi.
— Ale co panu może taką myśl nasuwać?
— Antypatja, jaką uczułem dla tej panny pierwszy raz, kiedym ją zobaczył, o! pani, było to jakoby przeczucie, że winien jej będę wielkie nieszczęście! Jak tylko pan Jackal wspomniał o kobiecie, mnie w tej chwili przyszła na myśl panna Zuzanna, nie śmiałbym był jej oskarżać, ale podejrzewałem ją. Na imię nieba, pani, poślij po nią i wybadaj.
— Nie, odrzekł pan Jackal, nie poślemy po nią, ale pójdziemy do niej. Chciej nas pani zaprowadzić do mieszkania tej panny.
Pani Desmarets, straciwszy wobec pana Jackala wszelką chęć oporu, nie uczyniła najmniejszej uwagi, a idąc pierwsza, wskazała drogę.
Pokój panny Zuzanny był na pierwszem piętrze, w końcu korytarza.
— Zastukaj pani do drzwi, rzekł półgłosem pan Jackal.