Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1829

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Odzwyczaj się nasamprzód raz na zawsze nazywać ludzi po imieniu.
— Czy byłbyś tak głupi by uważać imię swe za popularne?
— Nie; ale mniejsza z tem! pytałeś się, co czynię gdy chcę wiedzieć, która godzina?
— Tak.
— Zapytuję o nią głupców, którzy mają zegarki.
— A zatem, żeby się upewnić o tożsamości jakiej osoby, dostatecznem jest...
— Zapytać się go... o nazwisko.
— Urwisie jeden! wymyśliłeś właśnie jedyny środek jaki istnieje, żeby się nic nie dowiedzieć.
— Cóż więc trzeba zrobić?
— Nie trzeba go się pytać o nazwisko, tylko trzeba mu je powiedzieć.
— Nie rozumiem.
— Ponieważ nie jesteś Krzysztofem Kolumbem i ponieważ, mój przyjacielu, nie wymyślisz prochu, posłuchaj mnie zatem uważnie. Spostrzegam cię w tłumie i zdaje mi się, że cię poznaję, a jednakże niedowierzam.
— Cóż czynisz?
— Zbliżam się cichuteńko, zdejmuję kapelusz z głowy i odzywam się głosem niewymownej słodyczy: „Dzień dobry, kochany panie Avoine?“
— To prawda, lecz ja odpowiadam ci również głosem niemniej słodkim: „Mylisz się, kochany panie, ja nazywam się Bonawentura albo Chryzostom?“ Cóż ty na to?
— Mylisz się, kochany przyjacielu, nie odpowiedziałbyś tak, dla tej przyczyny, niech to będzie bez obrazy, iż potrzeba mieć dużo rozumu, żeby przewidywać niespodzianki. Przeciwnie, czynisz jakiebądź poruszenie, słysząc swoje nazwisko, gdy ci chodzi o to, żeby nie być poznanym. Wskutek tego ruchu oblicze twoje wyraża osłupienie, drżysz, ty zwłaszcza, Avoine, ponieważ jesteś nerwowy jak sam djabeł. Otóż, zważ, przyszły skarbniku serca mojego, że olbrzym tu obecny jest prawie tyle wrażliwy, jak mógł niegdyś być kolos rodyjski, albo inny jaki kolos. Dostatecznem będzie zbliżyć się do niego i powiedzieć z namaszczeniem tobie właściwem: „Dzień dobry kochany panie Byku?“
— Tak, odparł Avoine, tylko obawiam się, żeby nasz