Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1828

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bocznych, przejścia były wstrzymane, a każdy z tych wąwozów strzeżony przez pikietę z bagnetem.
Wiemy zkądinąd, że nasz przyjaciel Jan Byk niekoniecznie był wcieloną przytomnością umysłu, rzucał więc na prawo i na lewo błędnemi oczyma, kiedy spostrzegł drugą barykadę, rozprutą przez środek, po za którą uznał za rzecz roztropną schronić się.
Kilku ludzi ukrytych w tej barykadzie zdawało się mieć tęż samą myśl.
Ale w tej chwili Jan Byk nie poszukiwał swych bliźnich; szukał on belki, bala lub jakiegokolwiek drąga dla zamknięcia otworu rzeczonej barykady, zatrzymania jezdnych i dania sobie czasu do wycofania się w całości.
Spostrzegł mały wózek i jął nie ciągnąć go, byłoby to za długo z powodu odłamów zawalających ulicę, ale nieść ku otworowi. Już miał go zamykać jak można było najartystyczniej, kiedy niespodziane natarcie zmusiło go zmienić przeznaczenie wózka, i zamiast odpornej, zrobić zeń broń zaczepną.
Powiedzmy co to byli za ludzie, dostrzeżeni przez Jana Byka, co tam robili i o czem rozprawiali.
Rozprawiali oni o tożsamości Jana Byka.
— To on, wyrzekła najsamprzód osobistość o długiej i bladej twarzy.
— Co za on? zapytał drugi akcentem wyraziście prowensalskim.
— Cieśla.
— Aha! lecz cieśli jest sześć tysięcy w Paryżu.
— Jan Byk. mówię ci!
— Tak sądzisz?
— Jestem pewien.
— Hm!
— O! nie ma żadnego „hm!“
— Wreszcie, wyrzekł jeden z ludzi, jest prosty sposób przekonania się o prawdzie.
— Jest ich kilka, o którym więc mówisz?
— Kiedy mówię o najprostszym, więc o najlepszym.
— A więc gadaj, ale mów cicho i prędko, hultaj mógłby nam się wymknąć.
— Słuchajno, podjął ten, którego mowa zdradzała południowca. Co czynisz Avoine, gdy chcesz wiedzieć która godzina?